Poszukiwacze zaginionych genomów

Minął kolejny dzień trudnej pracy w kamieniołomie w dolinie Neandertal koło Dusseldorfu. Hans ostatni raz machnął kilofem, myślami będąc już przy Heldze, białej kiełbasie oraz piwie, gdy nagle zamarł gdyż spod kamieni wysunęła się szara, pobrudzona kość.  Biedny Hans stracił na chwilę apetyt oraz ochotę na piwo. Pewnie niewielkim pocieszeniem był dla niego fakt, że właśnie odkrył kości pierwszego przedstawiciela wymarłego gatunku człowieka. Od nazwy doliny, w której spoczywały od tysięcy lat odnalezione kości, nowy gatunek nazwano potocznie neandertalczykiem, lub bardziej formalnie i naukowo: ​ Homo neanderthalensis.

​ Nazwa trudna do zapamiętania i wymówienia, została prawdopodobnie stworzona przez profesora sadystę by gnębić rzesze przyszłych studentów wkuwających do egzaminu z antropologii. Pomimo niezbyt  zachęcającej nazwy neandertalczyk stał się od chwili swego odkrycia w 1856 r., naukowym celebrytą, którego kariera rozwija się nieprzerwanie do dziś. Dalsze badania trwające już od ponad 150 lat pozwoliły rzucić sporo światła na losy neandertalczyków oraz ich relacje z ​ Homo sapiens.

Ewolucyjne drogi ludzi współczesnych oraz neandertalczyków rozeszły się już około 650 do 500 tys. lat temu. Wtedy to przodkowie neandertalczyków postanowili wyemigrować z Afryki i w ciągu następnych setek tysięcy lat kontynuowali swoją ewolucyjną karierę podbijając całą Europę, oraz Bliski Wschód. Część bardziej ambitnych przedstawicieli tego gatunku dotarła jednak znacznie dalej, a ślady ich pobytu odnajdywane są nawet na Syberii. Ta długa i pełna sukcesów kariera skończyła się gwałtownie ok. 40 tys. lat temu, w dość niejasnych okolicznościach. Głównymi podejrzanymi spowodowania tego raczej niespodziewanego wyginięcie naszych dalekich kuzynów, byliśmy my sami. Twardych dowodów naszej winy nie znaleziono jednak wielu badaczom niezmiernie podejrzany wydawał się fakt, że gatunek który świetnie prosperował przez setki tysięcy lat zniknął wkrótce po tym, gdy ​ Homo sapiens również postanowił sprawdzić, czy trawa w Europie i Azji jest bardziej zielona od wysuszonej afrykańskiej sawanny. Pod adresem ​ Homo sapiens ​ padały dość poważne zarzuty, takie jak np.: czystki etniczne, ludobójstwo, mord na masową skalę. Zgodnie z powszechnie uznawaną hipotezą tzw. “Wyjścia z Afryki”, przodkowie ludzi współczesnych wyruszyli z Czarnego Lądu na podbój Europy i Azji około 70 tys. lat temu. Oczywiście zanim dotarliśmy do Azji i Australii, a następnie do Europy, minęło kolejnych kilkanaście tysięcy lat. Pomimo to trzeba przyznać, że okres, w którym oba gatunki mogły spotykać się i żyć razem trwał całkiem długo. W niektórych przypadkach wiemy, że było to nawet kilka tysięcy lat. Czy w tym czasie wyłącznie walczyliśmy i mordowaliśmy się nawzajem? Do niedawna pozostawało to jedynie terenem naukowych spekulacji. Niektórzy badacze oddawali się takim bezproduktywnym dyskusjom z zapałem godnym słynnego rysunku Andrzeja Mleczki z żyrafą i nosorożcem w roli głównej.  Jednak nowe odkrycia dokonane dzięki rozwojowi badania przeszłości zapisanej w DNA, wydają się świadczyć o tym, że nasze stosunki międzygatunkowe nie zawsze były wrogie. Niekiedy było one nawet całkiem pacyfistyczne i zgodne z hasłem „Make Love not War”.

Do niedawna powszechnie uznawano, że ludzie współcześni wkroczyli do Azji i Europy, a następnie dzięki swej wyższości ewolucyjnej i technicznej szybko i bezlitośnie pozbyli się swoich prymitywnych kuzynów. Założenie to było uznawane przez większość badaczy od momentu ogłoszenia i zaakceptowania hipotezy “Wyjścia z Afryki”. Z pewnym obrzydzeniem wykluczano również możliwość jakichkolwiek bliższych stosunków między przedstawicielami przeciwnych płci obu gatunków. Zakładano, że żaden normalny przedstawiciel ​ Homo sapiens nie skusiłby się, nawet po paru głębszych, na okazję z neandertalczykiem lub neandertalką. Gdy spojrzymy na pierwsze rekonstrukcje naszych dalekich kuzynów, do dziś eksponowane w licznych muzeach świata, trzeba przyznać, że twierdzenie: “czasem tylko wina brak” w tym przypadku się nie sprawdza. Neandertalczyków przedstawiano jako: przygarbione i owłosione indywidua, o tępej, gorylokształtnej twarzy. Heniek spod budki z piwem po trzydniowym melanżu wyglądałby przy nich jak George Clooney. Zakładano również, że nawet jeśli znalazłby się jakiś nienormalny amator lub amatorka neandertalskich wdzięków, to bez wątpienia ich potomstwo byłoby bezpłodne, ze względu na zbyt duże różnice międzygatunkowe. Zjawisko takie ma miejsce w przypadku krzyżowania się spokrewnionych, jednak ewolucyjnie już odległych gatunków. Przykładem takiego międzygatunkowego mieszańca jest np.: krzyżówka osła z koniem, nazywana potocznie mułem. Muł pomimo swych licznych zalet np.: zdolności do wykonywania bez sprzeciwu ciężkiej i mozolnej pracy, jest bezpłodny i niestety małych mulątek mieć będzie. Skąd jednak nasi naukowcy doszli do podobnych wniosków, dysponując w przypadku neandertalczyków wyłącznie kośćmi, pozostaje jak dotąd zagadką. Obecne rekonstrukcje neandertalczyków wykonane z użyciem nowych metod wizualizacji, na podstawie budowy czaszki i szkieletu, przedstawiają ich zdecydowanie bardziej atrakcyjnie. Faktem jest, że byli oni trochę bardziej przysadziści i mocniej zbudowani. Fizycznie neandertalczyk był raczej typem zapaśnika lub silnie zbudowanego sprintera. Budowa ciała Homo sapiens jest natomiast bardziej smukła i można ją porównać do postawy maratończyka. Jeżeliby jednak ubrać neandertalczyka w garnitur, a neandertalkę w modny żakiet, prawdopodobnie nikt na ulicy nie zwróciłby na nich szczególnej uwagi. Jedyną istotną cechą mogącą przykuwać zainteresowanie byłby prawdopodobnie wydłużony kształt czaszki tzw. kok neandertalski. Jednak godzinka u fryzjera i włosy w stylu Michała Szpaka, ukryłyby bez problemu tą małą różnicę anatomiczną.

Można założyć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że gdyby neandertalczyk ubrany w modne ciuchy wystąpił na kilka drinków do jednego z klubów w sobotę wieczorem, bez problemu znalazłby sporo chętnych okazji na wymianę materiału genetycznego. Sceptycy mogą oczywiście dodać, że okazja na bliższe kontakty międzygatunkowe mogłaby nastąpić wyłącznie jeżeli nasz modnie ubrany “małpolud” potrafiłby mówić. Pozostawmy na chwilę na boku bardzo interesującą kwestię, czy bariera językowa ma faktycznie decydujące znaczenie w klubowych kontaktach towarzyskich… Dla naszej historii istotne jest to, że neandertalczycy prawie na pewno potrafili posługiwać się językiem. Każdy nich mógłby przypuszczalnie nie tylko zaproponować drinka, ale również zaśpiewać „Jesteś szalona” w klubowym karaoke.  Skąd jednak możemy wyciągać wnioski, na temat zdolności językowych neandertalczyków? Dowodów nie wprost dostarczyły badania ich całkiem dobrze zachowanych czaszek. Jednym ze sposobów potwierdzenia, jak intensywnie posługujemy się konkretnymi narządami jest wielkość kanałów nerwowych. Im szerszy jest kanał nerwowy łączący nasz mózg z kontrolowanym narządem, tym narząd jest intensywniej wykorzystywany. Proste i eleganckie. W przypadku mowy najważniejszym narządem jest oczywiście język. Badania rozmiaru kanału nerwowego, nerwu kontrolującego język wykazały, że ma on porównywalny przekrój zarówno u ludzi współczesnych jak i neandertalczyków. Inną poszlaką mogącą potwierdzać umiejętności językowe neandertalczyków jest obecność w ich DNA genu FOXP2 o sekwencji prawie identycznej z genem występującym u ludzi współczesnych. Gen ten jest konieczny do prawidłowego rozwoju mowy oraz umiejętności językowych. Oczywiście niektórych neandertofobów nic nie przekona. Będą oni do końca walczyć o to by Homo sapiens był zawsze „ponad wszystko”, twierdząc np.: że chociaż gen ten sam, to sekwencje regulujące go już się różnią…

Po tym mały spoilerze dotyczącym wniosków wynikających z odczytania jednego z neandertalskich genów, przejdźmy do ustalenia faktów na temat  domniemanej przewagi technologicznej Homo sapiens. Okazuje się, że przewaga ta nie jest wcale aż tak oczywista. Trzeba przyznać, że neandertalczycy byli w kwestii wytwarzania narzędzi bardziej konserwatywni. Zakładali  prawdopodobnie, że jeżeli coś działa to nie ma powodu by od razu to zmieniać. Dziś neandertalczyk byłby pewnie jednym z tych, którzy jako ostatni wymieniają starą, dobrą Nokię 6300 na nowego smartfona. Jednak różnice technologiczne w obróbce narzędzi dotyczyły głównie detali. Raczej napewno nie dawały one ludziom współczesnym istotnej przewagi, takiej jaką było np.: użycie broni palnej, żelaza oraz koni, przez konkwistadorów podczas podboju państw Azteków i Inków. Do niedawna zakładano również, że neandertalczycy nie potrafili sami rozniecać ognia i musieli korzystać z naturalnych źródeł płomienia powstających np.: podczas uderzenia pioruna. Jednakże wyniki ostatnich badań wskazują na to, że bardzo prawdopodobnie również z rozpalaniem ognia przy użyciu krzesiwa, neandertalczycy dawali sobie doskonale radę. Porównanie czaszek Homo sapiens i Homo neanderthalensis, potwierdziło natomiast dość wstydliwy fakt, że neandertalczycy mieli od nas większe mózgi… Czy byli dzięki temu mądrzejsi pozostaje kwestią otwartą. Trzeba przyznać, że  twierdzenia dotyczące domniemanej dominacji człowieka współczesnego w obszarze inteligencji, technologii, czy też zdolności językowych, raczej nie znajduje potwierdzania w zebranym materiale dowodowym. Nasuwa się jednak oczywiste pytanie. Skoro byli oni tacy mądrzy, wygadani i atrakcyjni, to dlaczego obecnie mieszka na Ziemi około osiem miliardów ludzi, a po neandertalczykach pozostały wyłącznie kości?

Zanim dojdziemy jednak do hipotez mogących to wyjaśnić, przyjrzyjmy się historii pewnego szwedzkiego badacza, który nie mógł zdecydować się czy chce zostać archeologiem czy też biologiem molekularnym. Naukowiec ten nazywa się Svante Pääbo. Przypuszczalnie właśnie dzięki rozterkom dotyczącym wyboru drogi rozwoju naukowego Svante stał się jednym z najważniejszych odkrywców nowej dziedziny badawczej: paleogenetyki. Dziedzina o trudnej do zapamiętania nazwie na P, zajmuje się badaniem dawno wymarłych organizmów dzięki analizie bardzo starego DNA uzyskanemu z ich szczątków. Paleogenetyka brzmi trochę jak nazwa węgierskiej zupy lub określenie jakiejś rzadkiej, wstydliwej choroby. Wystarczy jednak przypomnieć sobie laboratorium z “Parku Jurajskiego”, by skojarzenia stały się znacznie fajniejsze i bardziej seksi. Na szczęście dla rozwoju nowej dziedziny nauki Svante postanowił poświęcić się biologii molekularnej, archeologię pozostawiając Dr Jones’owi i “Poszukiwaczom zaginionej Arkii”. Choć trzeba przyznać, że zainteresował się on badaniem starego DNA, właśnie dzięki młodzieńczej fascynacji  egiptologią. Pierwszym starym DNA, które udało mu się wyizolować, jeszcze podczas prowadzenia pracy doktorskiej, był materiał genetyczny egipskiej mumii mającej ponad 2 tys. lat. Dalsza kariera naukowa Svante potoczyła się właśnie w tym kierunku. W końcu zaowocowało to jednym z najważniejszych projektów w historii badań krętych dróg ewolucji człowiek i odczytaniem całego genomu neandertalczyka.

W 2006 r. Svante wraz ze swoim zespołem z Zakładu Genetyki Instytutu Antropologii Ewolucyjnej w Lipsku ogłosił plan poznania genomu neandertalczyka. Po 4 latach projekt zakończyć się całkowitym sukcesem i publikacją w czasopiśmie Science pierwszej wersji sekwencji DNA naszych dalekich, genetycznych kuzynów. Nawiązując do zainteresowania jakim darzył Svante egiptologię, można porównać jego rolę w odczytaniu DNA neandertalczyków do tej  jaką około 200 lat wcześniej odegrał Jean-François Champollion w odczytaniu hieroglifów egipskich. Svante miał jednak zamiast kamienia z Rosetty, kilka mało atrakcyjnie wyglądających, starych, neandertalskich kości. Różnica polegała również na długości odczytywanego tekstu. Jean-François musiał przeczytać jedynie 14 linijek z 1419 hieroglifami, natomiast Svante miał za zadanie poznanie znacznie dłuższego tekstu, około 3 miliardów liter neandertalskiego DNA. Już po odczytaniu genomu neandertalczyka, wydaje się to tak proste i banalne jak obsługa e-konta z pomocą smartfona w reklamie jednego z banków internetowych. Jednak rzeczywistość w obu przypadkach jest znacznie bardziej złożona i frustrująca. Wbrew hollywoodzkiej wizji, którą znamy doskonale z “Parku Jurajskiego”, badanie starego DNA nie jest wcale łatwe. Po śmierci każdego żywego organizmu, jego łańcuch DNA rozpada się w ekspresowym tempie pod wpływem tlenu zawartego w powietrzu. Wkrótce pozostaje już tylko trochę pociętych, krótkich fragmentów, które niebawem rozkładają się do prostych związków chemicznych. Dodatkową trudność stanowi możliwość zanieczyszczenia próbek obcym DNA. Badane szczątki np.: kości, nie leżą przecież przez tysiące lat w sterylnej szafce laboratoryjnej. Są one w tym czasie, delikatnie mówiąc, używane. Kości w jaskini prehistorycznych ludzi miały zawsze mnóstwo pożytecznych zastosowań. Można było je np.: obgryzać, rzucać nimi w naprzykrzającego się sąsiada lub wykorzystywać w celach zdobniczych. Czaszka zabitego wroga zawsze świetnie prezentowała się w gablotce z trofeami stojącej w najbardziej prestiżowej części jaskini. Najczęściej po pewnym czasie wszystkie kości docierały jednak do końca swojej podróży, spoczywając gdzieś na dnie jaskini, zakopane wraz z innymi odpadkami. Wydobycie konkretnego DNA z tak zanieczyszczonych szczątków, po setkach tysięcy lat, jest niewiarygodnie trudne. To tak jakby zmielić wielki kubeł na śmieci z jego 2 miesięczną zawartością, spalić, polać kwasem i następnie starać się wywnioskować, jaki był dokładny skład keczupu, którego resztki przecież chyba powinny być na kilku frytkach z piątkowego obiadu. W badaniach takich dużą rolę odgrywa szczęście, zdobycie odpowiednio zachowanych kości, ścisłe przestrzeganie procedur badawczych, upór i odporność na wstępne niepowodzenia.

Svante i jego koledzy zdali jednak ten trudny egzamin celująco i dzięki ich pracy poznaliśmy cały neandertalski genom. Okazało się również, ku wielkiemu zaskoczeniu większości badaczy, że ok. 1,5-2% DNA ludzi współczesnych mieszkających poza Afryką, zawiera DNA pochodzący bezpośrednio od neandertalczyków. Uzyskaliśmy więc bezsporny dowód na bliskie stosunki ludzi współczesnych i neandertalczyków, włączając w to stosunki seksulane. Udało się również potwierdzić, że kontakty te zaowocowały sukcesem ewolucyjnym i przekazaniem materiału genetycznego neandertalczyków przyszłym pokoleniom Homo sapiens w Europie i w Azji. Zgodnie z obecną wiedzą około 20% całego genomu neandertalczyków może być odczytane w genomach Europejczyków i Azjatów. Jest to więc całkiem spory spadek jaki otrzymaliśmy po naszych dalekich, genetycznych kuzynach. Ze spadkami bywa jednak często tak, że oprócz rzeczy wartościowych, otrzymujemy również sporo śmieci, a czasami nawet długi. Spadek po neandertalczykach nie wyłamuje się z tej ogólnej reguły. Genetyczne dziedzictwo, które otrzymaliśmy od neandertalczyków powoduje na przykład, gwałtownieszą reakcję naszego układu odpornościowego na pasożyty i patogeny, które bez wątpienia były poważnym problemem dręczącym naszych przodków. Jednakże nadmierna wrażliwość układu odpornościowego, jest w obecnych czasach mydła i środków dezynfekcyjnych dość uciążliwym prezentem. Po wytępieniu przez nowe, higieniczne zwyczaje  prawdziwych, naturalnych wrogów jak np.: owsiki, tasiemce lub patogeny czerwonki, nasz nadmiernie wrażliwy układ odpornościowy nie może się odnaleźć. Z tego powodu znajduje sobie nowe, całkiem niegroźne cele jak np.: pyłki lub fistaszki, wywołując obecną epidemię chorób alergicznych. Jesteśmy w takiej samej sytuacji jak Basia, która dostała w spadku po cioci z Ameryki wypasione, różowe Porsche 911 Carrera. Niestety już wkrótce dowiedziała się, że na paliwo musi wydać całą miesięczną pensję, a aby opłacić ubezpieczenie przyjdzie jej sprzedać mieszkanie. W dodatku trzeba jeszcze wymienić wszystkie torebki i buty bo nie pasują do koloru karoserii oraz tapicerki. Basia może jednak spadku nie przyjąć, a w naszej sytuacji takiej opcji na razie nie ma. Innym dość mało praktyczny i uciążliwym spadkiem, który otrzymaliśmy po neandertalczykach, jest wyższa skłonność do depresji. Geny otrzymane od neandertalczyków doskonale sprawdzały się w czasach, gdy nasz naturalny cykl dobowy nie był stale zakłócany przez np.: sztuczne światło. Natomiast obecnie neandertalskie geny mogą wywoływać pewne formy depresji związane z zaburzeniami naturalnego rytmu dobowego. Kolejnym niezbyt szczęśliwym  skutkiem naszych bliskich stosunkach z neandertalczykami mogą być formy genów odpowiedzialnych za krzepliwość krwi. Neandertalskie geny istotnie poprawiają szybkość krzepnięcia krwi w przypadku urazu. W dość trudnym i często brutalnym życiu, naszych genetycznych kuzynów, była to cecha bardzo pożądana. Z analiz szkieletów neandertalczyków wiemy, że często doznawali oni poważnych urazów i złamań kości. Urazy te były prawdopodobnie spowodowane stosowanym przez nich sposobem polowania na duże zwierzęta. Najczęściej czekali oni na zwierzę w zasadzce i następnie zabijali je w bezpośrednim starciu. Tak mniej więcej jak Zbyszko z Bogdańca polując z włócznią na misia. No risk no fun. Jednak w przypadku takiej zabawy zdolność do szybkiego zatamowania krwotoku ma istotną wartość w oczach doboru naturalnego. W dzisiejszych nudnych czasach wysoka zdolność krwi do krzepnięcia ujawnia jednak swoje efekty uboczne. Dziś geny kiedyś ratujące życie są przyczyną wyższego ryzyka powstawania zakrzepów, powodujących w późniejszym wieku: udary, zawały lub zakrzepicę żylną. Neandertalczykom żyjącym krótko, ale za to intensywnie, problemy te raczej nie groziły.

Inną dość zaskakującą cechą odziedziczoną po neandertalczykach jest genetyczna skłonność do uzależnienia od nikotyny. Oczywiście neandertalczycy nie mieli raczej okazji i możliwości by “wyskoczyć na dymka” przed jaskinię w przerwie na lunch. Głównie z tego powodu, że tytoń został przywieziony do Eurazji dopiero po dotarciu Europejczyków do Ameryki pod koniec XV wieku. Dlatego też szans na na odnalezienie kopalnych niedopałków po neandertalskich Marlboro lub Lucky Strike’ach raczej nie ma. Skłonność do nikotyny wynikająca, prawdopodobnie z jakiegoś dziś jeszcze nie do końca jasnego przystosowania pozostała i bez wątpienia nie ułatwia życia palaczom próbującym zerwać z nałogiem. Najczęściej występującymi neandertalskimi genami w naszym DNA są te, które odpowiadają za kolor skóry i włosów. Na przykład neandertalska forma genu BNC2 powiązanego z kolorem skóry występuje u około 70% Europejczyków. Inną cechą dotyczącą wyglądu zewnętrznego, którą w pewnym stopniu mogliśmy odziedziczyć po naszych genetycznych kuzynach jest trochę wydłużony kształt czaszki, występujący u osób posiadających w swoim DNA pewne formy neandertalskich genów. Jednak w przypadku koloru skóry neandertalskie dziedzictwo jest bardzo łatwe do zaobserwowania, natomiast różnica dotycząca kształtu czaszki jest dość subtelna i prawie niezauważalna bez specjalnych pomiarów. Wyniki te zmieniają trochę poglądy na temat genetycznej tożsamości Homo sapiens. Przy obecnym stanie wiedzy stwierdzenie, że ktoś ma w sobie coś z neandertalczyka, nie jest złośliwością, ale czystą konstatacją faktu. Już dziś firma 23andMe, będąca liderem na rynku testów genetyki osobistej, oferuje możliwość ustalania liczby neandertalskich form genów w naszym DNA. Wystarczy standardowy test próbki własnej śliny by dowiedzieć się ile z neandertalczyka drzemie w genomie każdego z nas.

Badanie historii ludzkości zapisanej w genach potrafi jednak jeszcze bardziej zaskakiwać. Odkrycie nowego, nieznanego dotąd gatunku ludzi tzw. denisowian można porównać do wywoływanie duchów naszej genetycznej przeszłości. Zamiast okrągłego stolika spirytystycznego korzystamy dziś z super szybkich maszyn do sekwencjonowania DNA, a nawiedzoną ciotkę-medium z powodzeniem zastąpił znany już nam Svante Pääbo i jego zespół. Do odkrycia denisowian, czyli ludzi z jaskini Denisowej przyczynił się przypadek oraz panujący tam stale chłód. Jaskinia Denisowa znajduje się bowiem na Syberii, w górach Ałtaj. Nazwę swoją jaskinia zawdzięcza pewnemu pustelnikowi o imieniu Dionizy (Denis), który postanowił poznawać uroki syberyjskiej przyrody i pogody, z dala od zadeptanych szlaków turystycznych. Agroturystyka, survival i wakacje relaksacyjno-medytacyjne w jednym. Jaskinia ta cieszyła się jednak dużą popularnością wśród przedstawicieli różnych gatunków ludzi już od setek tysięcy lat. Trudno się jednak dziwić, miejscówka jest idealna. Sklep ze stekami z mamuta tuż za rogiem, w przytulnej dolince. Zdrowa, niebutelkowane woda z dodatkiem minerałów w pobliskim strumieniu, a wieczorem darmowe disco dookoła ogniska. Wczasy na plejstoceńskiej Ibizie. A wszystko to nie tylko w trakcie urlopu. Wakacje przez całe, choć trochę krótkie, życie. Nic dziwnego, że jaskinia przyciągała naszych bliskich i dalszych krewnych już od dawien dawna. Przy okazji gromadziła cierpliwie pozostałości po swoich mieszkańcach, w tym również ich własne kości. Z badań szczątków odkrytych w jaskini wiemy, że zamieszkiwali ją ludzie współcześni i neandertalczycy. Zamieszkiwał ją jednak również inny, bardzo tajemniczy gatunek człowieka, po którym do naszych czasów pozostało tylko kilka fragmentów kość i zębów. Traf chciał, że fragment kości palca znaleziony w jaskini Denisowej trafił do naszego Svante i jego kolegów. Kolejny równie szczęśliwy traf sprawił, że dzięki chłodnym warunkom panującym obecnie w jaskini, w kości przetrwało sporo dobrze zachowanego DNA. Wyniki badań uzyskanego materiału genetycznego wydobyły na światło dzienne istnienie nowego gatunku ludzi, o którym wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Dzięki analizie porównawczej DNA wiemy, że drogi ewolucji Homo sapiens i oraz wspólnego przodka denisowian i neandertalczyków rozeszły się już 650 do 500 tys. lat temu. Denisowianie i neandertalczycy postanowili natomiast wybrać odrębne ścieżki rozwoju gatunkowego około 200 tys. lat później. Nie oznacza to jednak, że całkowicie straciliśmy ze sobą kontakt. Wydaje się, że jedną podstawowych cech naszych gatunków jest potrzeba bliskich interakcji międzyludzkich. Analiza DNA ludzi współczesnych, neandertalczyków oraz denisowian, potwierdziła bardzo wyraźne ślady zainteresowania, a być może nawet sympatii, jaką nawzajem się darzyliśmy. W genomie denisowian znaleziono aż 17% DNA, które pochodziło bezpośrednio od neandertalczyków. Na wyciągnięcie równie ciekawych wniosków pozwoliło porównanie genomu ludzi współczesnych z DNA denisowian. Okazało się że nasz gatunek podczas swej wędrówki z Afryki na wschód spotkał się z denisowianami. Kontakty te zaowocowały dość sporym dziedzictwem DNA denisowian w genomie niektórych grup etnicznych Homo sapiens. Udało się ustalić, że około 3-5% genomu rdzennych mieszkańców Melanezji i australijskich aborygenów pochodzi od denisowian. W przypadku Papuasów zamieszkujących Nową Gwineę udział genomu denisowian w naszym DNA jest jeszcze wyższy i wynosi około 6%. Na pewną ironię zakrawa fakt, że gatunek ludzi, o którego życiu, wyglądzie i zwyczajach nie wiemy prawie nic, ma tak istotny wkład w nasze własne, genetyczne dziedzictwo.

Wróćmy jednak w końcu do bardzo ważnego pytania, dlaczego to nie neandertalczycy lub denisowianie, ale właśnie Homo sapiens stał się najbardziej wpływowym gatunkiem ze wszystkich większych zwierząt na żyjących obecnie na Ziemi. Oczywiście hipotez starających się wyjaśnić tą intrygującą zagadkę jest mnóstwo. Na przykład wspomniany już wcześniej zarzut ludobójstwa dokonanego przez człowieka współczesnego. Prawda jest jednak jak zazwyczaj bardziej złożona, a w tym przypadku również trochę mniej sensacyjna. Trzeba przyznać, że przybycie Homo sapiens na pewno nie ułatwiło życia neandertalczykom. Pojawienie się nowego gatunku korzystającego z podobnych metod i źródeł zdobywania pożywienia, zawsze zwiększa presję oraz ryzyko wystąpienia głodu. Wcześniej wystarczyło jedynie podjąć poważną decyzję czy zjeść od razu dwa mamuty, czy też mniejszego zostawić na deser. Teraz deser stawał się całym obiadem. Każdy kto dorastał z rodzeństwem, wie jak zaciekła bywa walka o ograniczone zasoby np.: czekolady, reglamentowanej przez nieczułych na potrzeby dzieci rodziców.

Jednakże żaden z gatunków nie posiadał szczególnej technologii, która pozwalałaby zdobyć istotną przewagę nad konkurentem. Dodatkowa presja wynikająca z walki o ograniczone zasoby mamutów, turów i innych nadających się do spożycia źródeł kalorii, dotyczyła w równym stopniu obu gatunków. Inną przyczyną wyginięcia może być  np.: gwałtowna zmiana klimatu oraz choroba. Faktem jest, że okres schyłku neandertalczyków zbiega się z silnym oziębieniem klimatu naszej planety. Z badań budowy ciała neandertalczyków wiemy jednak, że byli oni bardzo dobrze przystosowani do chłodu i przetrwania w zimnym klimacie. Prawdopodobnie byli oni lepiej przystosowani do niskich temperatur, od ludzi współczesnych, którzy przybyli niedługo wcześniej z gorącej Afryki. Z okresem wyginięcia neandertalczyków zbiegają się jednak już dwa poważne zagrożenie dla przetrwania gatunku, zwiększona konkurencja o pożywienie oraz dość gwałtowne ochłodzenie klimatu. W przypadku zmniejszonej liczby dostępnych kalorii, zimna oraz sporej grupy obcych roznoszących nowe, groźne zarazki, epidemia może być również dość poważnym problemem. To bardzo dołująca sytuacja. Może trochę podobna do tej, którą sami mogliśmy kiedyś przerabiać podczas wakacji nad naszym morzem. Przez 3 tygodnie leje, rybka z zamrażarki w smażalni ma cenę sztabki złota, a na domiar złego dostaliśmy kataru. Generalnie żyć się odechciewa. Wszystkie opisane wcześniej zagrożenia jak: głód, ziąb i choroba w równym stopniu dotyczyły jednak zarówno ludzi współczesnych jak i neandertalczyków. Co więc sprawiło, że nadal żyjemy, a nasi dalecy kuzyni zniknęli na zawsze? Całkowicie pewnej odpowiedzi na to pytanie nie ma i być może nigdy jej nie poznamy. Trzeba jednak przyznać, że pomimo licznych podobieństw neandertalczycy i ludzie współcześni różnili się w niektórych kwestiach dość istotnie. Podstawowa różnica między nami polegała na strukturze i zasięgu tworzonych sieci społecznych. Neandertalczycy żyli w dość małych, zamkniętych społecznościach, rzadko utrzymujących kontakty ze sobą. Powodowało to zarówno brak wymiany potrzebnych zasobów, materiałów, jak i informacji. Skutkiem takiej struktury społecznej było wykorzystywanie wyłącznie tego co neandertalczycy mogli znaleźć lub upolować na własnym terytorium. Powodowało to również ograniczony przepływ informacji  i konieczność polegania wyłącznie na pomysłach i innowacjach, które taka dość nieliczna grupa była w stanie wymyślić. Ludzie współcześni natomiast utrzymywali znacznie szersze kontakty, między poszczególnymi społecznościami. Dzięki temu mogli bardziej elastycznie reagować na negatywne zmiany. Na przykład jeśli neandertalczycy zjedli wszystkie jelenie żyjące w dolinie którą zamieszkiwali, tracili na zawsze możliwość robienia narzędzi z ich poroża. W dzisiejszych czasach moglibyśmy w ten sposób szybko stracić szansę na jazdę nowym Volkswagenem jeżeli by nasi sąsiedzi zza zachodniej granicy korzystali do budowy Das Auto wyłącznie z materiałów dostępnych w promieniu 10 km od fabryki. Nasi przodkowie natomiast bez ograniczeń korzystali z szerokiej sieci kontaktów społecznych by wymienić wiedzę oraz potrzebne dobra. Jeżeli ludziom współczesnym kończyły się np.: jelenie, to mogli ciągle jeszcze otrzymać ich poroża wymieniając je na ciosy mamutów, których zapas mieli w magazynku na pobliskiej łące. W trudnych czasach braku pożywienia i kłopotów z klimatem taka elastyczność może decydować o życiu lub śmierci. Inną cechą wynikającą pośrednio ze struktury społecznej neandertalczyków była ich bardzo niewielka zmienność genetyczna. Na skutek życia w małych, odizolowanych społecznościach krzyżowanie się między bliskimi krewnymi było nieuniknione. Krzyżowanie się wyłącznie w obrębie małej, niezbyt licznej grupy powoduje dwa negatywne skutki. Po pierwsze częściej ujawniają się szkodliwe formy genów, powodujących poważne choroby genetyczne. Po drugie grupa taka ma również ograniczoną zmienności genetyczną. W przypadku pojawienia się nowej, nieznanej choroby brak zmienności genetycznej może mieć opłakane skutki. W dużej społeczności co najmniej część jej członków, posiada zazwyczaj pewną wrodzoną odporność na nową chorobę. W rezultacie nie wszyscy umierają, a kolejne pokolenia pochodzą od tych najbardziej odpornych, którzy przeżyli. Dzięki temu z każdym pokoleniem odporność na chorobę wzrasta. Kiedy jednak mamy społeczność prawie identyczną pod względem genetycznym ryzyko, że nie znajdzie się nikt o genach niosących odpornośc na chorobę istotnie wzrasta. W takiej sytuacji po epidemii może okazać się, że nie został nikt kto mógłby kontynuować przekazywanie genów przyszłym pokoleniom. Ludzie współcześni dzięki swej otwartości na kontakty z innymi społecznościami wymieniali się bez oporów towarami, wiedzą oraz materiałem genetycznym. Neandertalczycy natomiast zamknięci w swoich małych grupach, mieli mniejszą zdolność skutecznej i szybkiej adaptacji do nowych, niesprzyjających warunków. Ryzyko to wzrastało szczególnie w przypadku, gdy kilka niebezpiecznych zjawisk zachodziło jednocześnie. Być może nasi dalecy kuzyni przetrwaliby jeszcze samą konkurencję z ludźmi współczesnymi. Jednakże jednoczesna zmiana klimatu i być może nowa, egzotyczna choroba przywleczona przez Homo sapiens z Afryki, zakończyła raz na zawsze ich ewolucyjną karierę. Dość aktualnym wnioskiem wynikającym z wyginięcia neandertalczyków, jest to że otwarte i zróżnicowane społeczności są bardziej elastyczne i lepiej radzą sobie w przypadku gwałtownych zmian. Warto o tym pomyśleć przed zbudowaniem kolejnego muru lub uchwaleniem następnej ustawy antyimigracyjnej. Historia lubi się powtarzać, a neandertalczykom nadmierna izolacja na zdrowie nie wyszła.

Obecnie na Ziemi żyje już tylko jeden przedstawiciel rodzaju Homo. Dziś wiemy jednak również, że po naszych genetycznych kuzynach pozostały nie tylko kości. Neandertalczycy częściowo przetrwali dzięki przekazaniu niektórych swoich genów mieszkańcom Europy i Azji. Część genetycznego dziedzictwa tajemniczych denisowian żyje natomiast w DNA mieszkańców Melanezji oraz rdzennych Australijczyków. W pewnym sensie cząstka innych niż my gatunków ludzi  przetrwała do dziś i będzie nadal kontynuować swoją ewolucyjną podróż razem z nami, w naszym własnym DNA. Oczywiście nic nie jest wieczne. Podróż ta będzie trwała jedynie tak długo, aż również nasz gatunek spotka się z wyzwaniem, które go przerośnie. Jest nawet bardzo prawdopodobne, że właśnie w tej chwili sami już sobie taką niespodziankę przygotowujemy np.: podgrzewając nadmiernie klimat Ziemi. Jednak zanim dołączymy do grona naszych genetycznych kuzynów na cmentarzu zasłużonych ofiar naturalnej selekcji… nadal “niech żyje bal!”

Zdjęcia źródło:

  1. https://gizmodo.com/why-neanderthals-had-faces-that-were-so-different-from-1824288723
  2. https://wileyearthpages.wordpress.com/2018/05/14/neanderthals-on-the-bbc/
  3. https://www.filthymonkeymen.com/2018/08/30/bones-suggest-neanderthal-clothing-worse/
  4. https://www.theverge.com/2017/10/9/16448412/neanderthal-stone-age-human-genes-dna-schizophrenia-cholesterol-hair-skin-loneliness
  5. https://metode.org/issues/document-revistes/the-neanderthal-genome-2.html
  6. https://customercare.23andme.com/hc/en-us/articles/212873707-Neanderthal-Report-Basics
  7. http://www.nhm.ac.uk/discover/who-were-the-neanderthals.html
  8. https://blog.insito.me/what-does-your-neanderthal-mean-65f91e68495a
  9. http://www.orrazz.com/2014/05/hominid-reconstructions-are-blast-from.html?m=1
  10. http://www.sci-news.com/medicine/neanderthal-derived-dna-impact-modern-human-traits-03629.html
  11. https://www.britannica.com/topic/Neanderthal